Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 154.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wytchnąwszy, zjawił się znowu w Krakowie, na mieście gospodę opatrzywszy.
Wolny człek, niby sobie zajęcia szukający, spokrewniony z wielu, rozpoczął życie, które mu najlepiej zawsze smakowało. Od rana do wieczora mógł nic nie robiąc, siedzieć a rozprawiać i śmiać się.
Znał wszystkie te kąty i piwnice, gdzie się ze dworu komornicy i młodzież zbierała. Z wielu bardzo miał dawną poufałość i znajomość. Utyskiwał, że go niesprawiedliwie wypędzono bezcześnie, za co srogi żal miał...
Jedni mu potakiwali, drudzy spierali się, zrywać z nim nikt nie myślał.
Jeden Hincza, gdy się w ulicy z sobą spotykali, namarszczony głowę odwracał i znać go nie chciał. Jemu też Strasz zemstę poprzysiągł.
— Żyw chyba nie będę, jeśli tego pyszałka nie zawiodę do ciemnicy, aż jak pies na barłogu zdechnie...
Z tem się jednak przed nikim nie chwalił, bo Hincza więcej od niego miał przyjaciół, a że królowa nań łaskawa była, król także, górą się nosił i Strasza nie obawiał wcale.
Nie był Odrowąż tak chytrym, ani mógł się tak ułożyć, aby pozornie zgodę zawrzeć i z niej korzystać. Do dworu napowrót się nie napierał, lecz na Wawel iść i ze staremi znajomemi przestawać nikt mu nie mógł zabronić. O jego by-