Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 150.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gnął dalej Jagiełło — to już królów dwu, a książąt myślę dla nich ściągnąć, ile ich mam w pobliżu...
Zapłonęła królowa i poruszyła głową.
— Kiedyż zjadą? — spytała.
— Na ten dzień, gdy moją Sonkę ukoronuje arcybiskup — zawołał Jagiełło wesoło.
Uderzyła w ręce królowa i na kolana padła przed starym, który czule ją uścisnął.
— Alboż nie pora była? — rzekł. — Bóg widzi, nie mogłem wcześniej, choć chciałem. Teraz na pewno szyjcie szaty, a ze skarbca choćby skojec pereł wydadzą, abyśmy się przed królami nie wstydali...
Ze wzruszeniem i wdzięcznością, przyjęła Sonka nowinę radosną, twarz się jej rozjaśniła, starała się okazać Jagielle jak ją uczynił szczęśliwą. Król też z siebie i ze wszystkich rad był dnia tego, a najpierwszym skutkiem rozochocenia tego było, że nazajutrz do dnia do Niepołomic na łowy ruszył.
Rozeszła się po dworze wieść we mgnieniu oka i przyjaciół licznych już królowej uradowała. Tryumfował dwór jej, roznosząc po mieście, rozsyłając po kraju wiadomość, że Sonka będzie koronowaną, a na obrzęd ten z całego świata proszeni zostaną monarchowie.
Mała garstka wiernych królewnie Jadwidze, sarkała i gryzła się tem. Teraz dopiero macocha