Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Król nie lubił podobnych przypuszczeń i przerwał mowę Malskiemu.
Zdawało się, że już miał tych zwierzeń dosyć i chciał go odpuścić, ale Malski stał.
— Wszystko to com mówił, miłościwy królu — dodał, — mówiłem z siebie tylko. Niech Bóg uchowa, aby królowa posądzona była, iż się skarżyła i poznać dała po sobie, że cierpi. Stara się wesołą twarz okazywać zawsze, skargi od niej nie słyszał nikt nigdy.
Jagiełło powstał z ławy, na której siedział, ręce rozkładając szeroko.
— Kiedyż było koronacyą tę naznaczyć? Wojny, zjazdy; zbory, podróże, chwili nie miałem...
— Ale i mowy o niej nie było — rzekł Malski.
— Sonka mi ani razu nie wspomniała, żeby jej pilno było.
— Boć sam srom dobijać się o to, co jej należy, nie dopuszczał — szepnął ochmistrz — a ja proszę miłości waszej, aby to, com wyznał przed nią, nie było poczytanem za mięszanie się niewczesne w sprawy, które do mnie nie należą... Z dobrego serca a miłości dla pana się to rzekło...
Malski głęboki pokłon uczyniwszy, cofnął się ku drzwiom i wyszedł powoli, niewstrzymywany. Król sam pozostał. Siadł za stół i wodę pił.
Wieczorem późnym zeszli się z królową, ale