Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeciwiono i sarkano, koronowane były, a ta przeszło rok czeka i wcale o koronacyi nie słychać.
Ludzie to widzą... Może nie raz dano to poznać, że w niej znają tylko żonę waszą, ale nie swoją panią. Służba nie szanuje jej tak, jakby przynależało...
— A wy od czego jesteście? — wybuchnął Jagiełło — albo to lochu i dorotki nie macie?
Malski się rozśmiał nieco.
— Trudno bez występku sądzić ludzi, za to że koso patrzą i gęby krzywią. Kary wymierzać nie ma za co, a niemniej boli.
Zadumał się Jagiełło, sparłszy na ręku, słuchał z uwagą, zakłopotany.
— Na dworze też różnych ludzi siła — ciągnął Malski dalej. — Wielu takich co kąkol sieją radzi. Królewna Jadwiga z ich poduszczeń do macochy przystąpić nie może, choć ta ją jak własne dziecko upieścićby rada...
Albo to miło pani, gdy dziecko podanych mu łakoci z jej ręki, do ust nie bierze, jakby się obawiało trucizny...
Jęknął stary król i poruszył się.
— Za mało szanują królowę, — dodał ochmistrz. — Po kątach plotą, że ona korony nigdy widzieć nie będzie... a uchowaj Boże nieszczęścia...