Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 137.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lubił, królowa znajdowała ją potrzebną i miłą. Lubowała się w szatach, rzędach i klejnotach...
Liczni dworzanie otaczali Sonkę... która z jednej strony wiodła z sobą niechętnie jej towarzyszącą Jadwigę, z drugiej małego jej narzeczonego...
Spotkanie u Prądnika było bardzo czułe ze strony króla, który z konia zsiadłszy, żonę wobec wszystkich uściskał, córkę potem całował i małe chłopię podniósł w górę dla pocałunku... Radował się powrotowi i opowiadał znużonym, a stęsknionym. Tu zawróciwszy się jechali nazad do miasta, a że Jagiełło mówić nie lubił, słowy więc tylko rzucanemi drugich do opowiadania sobie pobudzał i śmiał się.
Na zamku mnogi dwór oczekiwał na pana, za którym tembardziej tęsknił, że Jagiełło obdarzał chętnie tych co przy nim się znajdowali i tęskniono za nim więcej dla darów, których nie odmawiał nigdy, niż dla niego samego.
Każdy przyjazd do Krakowa, opłacał sowicie stary, gotów rozdawać co tylko miał i dopóki miał.
Spieszyli więc chciwi łask na spotkanie i na służbę... Król bardzo dobrej był myśli. Brandenburczykowi i córce na przemiany własną ręką z mis dawał najlepsze kawałki, karmił ich, a do królowej naprzeciw siedzącej uśmiechał się mile.
Sonka powitawszy go z uszanowaniem i tą