Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z twarzy Jagiełły, podróżą i ruchem jakby odmłodzonej, widać było pragnienie poznania swojej przyszłej i rozbudzoną ciekawość.
Stary niecierpliwym był jak dziecko, i ukrywać się z tem nie umiał. Zaledwie kilka słów przemówili do siebie, gdy do ucha pochyliwszy się Witoldowi, szepnął mu.
— A zobaczę ja ją rychło?
Książe odparł wesoło.
— Dziś jeszcze nawet.
Słów tych parę zamienili tak, że ich nikt podsłuchać nie mógł. Głośno Jagiełło przemówił o podróży, o mrozie, i o polowaniach odbytych po drodze. Chociaż wiele czasu na nie nie było, dwa wozy nabitego zwierza wlokły się za obozem królewskim... król, jak zawsze, chwalił się niemi...
Pomimo, iż podróż ta jak najspieszniej dokonana, umyślnie była z małym przedsięwzięta orszakiem, wyglądał on okazale i królewsko.
Panowie polscy i dwór, właśnie dlatego, że Jagiełło w prostym kożuchu baranim zwykł był jeździć, a nawet pokrycia na nim jaskrawego nie znosił, tylko szare, stroili się tem wytworniej, chcieli aby potęgę i możność Jagiełły widział świat cały. Towarzyszący mu kopijnicy, czeladź, komornicy, pachołkowie, woźnice daleko pyszniej się przedstawili niż sam król... Każdy z urzędników i panów krakowskich wiódł z sobą po-