Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 089.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nadzieję jakąś mając, nuż się znowu księżniczka pokaże, ale go Femka, obawiając się ludzkich języków złych, precz odprawiła.
Dopiąwszy celu, rad bardzo z siebie, Hincza powrócił do swoich, lecz miał rozumu tyle, iż choć go badano, o swojem szczęściu nie bąknął nikomu. Królowa ta przyszła głowę mu zawróciła...
— Tej pani służyć! — mówił sobie — dopieroby człowiek szczęśliw był!!
Zręczny i przebiegły obiecywał sobie wszelkich dołożyć starań, aby i król się z nią ożenił i on na dwór pani mógł się dostać.
Po kilku dniach pobytu w Wilnie, gdy ani Zbyszek Witolda, ani Witold jego pozyskać sobie nie mógł, rozstali się dwaj przyszli zapaśnicy. Witold nie pokazał tego po sobie, iż opór żelazny Zbyszka, niemal nienawiścią ku niemu go napełnił. Owszem ze czcią wielką, obdarzywszy wedle zwyczaju, odprawił książe posła, zalecając mu tylko sprawę Sonki, o której Zbyszek milczał oględnie...
Napowrót więc długą znowu drogę przebywać musiał Oleśnicki, skracając ją sobie pracę, gdyż nawet noclegi i spoczynki na czytaniu spędzał i na pisaniu listów. Hincza nie dając z siebie nic dobyć nikomu, tak do Polski się ze dworem dostawszy, zręcznie zarządził, iż opuściwszy pod jakimś pozorem orszak Oleśnickiego,