Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 088.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kamieni drogich i noszenia złotego a pereł kubły całe...
Z natężoną uwagą, ciągle we drzwiach stojąc, tak aby na piewszy popłoch pierzchnąć ztąd mogła, słuchała piękna Sonka opowiadania Hinczy, sama go czarując oczyma i uśmiechając mu się mile. Działoszy biednemu zawracało się w głowie, byłby tak wiek cały stał a prawił... Ona też nie nudziła się słuchając.
Od słowa do słowa, opisywał jej potem Jagiełłę, jego podróże i łowy, obyczaj wszelki, dobroduszność a hojność dla ludzi...
Dobry czas upłynął nim się powtarzającemu po kilkakroć jedno Hinczy, który tymczasem jak w obraz patrzył w Sonkę, przebrało treści.
Szmer jakiś w sąsiedniej komnacie, zmusił księżniczkę do szybkiego cofnięcia się za drzwi, które zaraz za sobą zamknęła.
Działosza stał długo oczarowany, przyjść niemogąc do siebie.
Cieszyć się potem począł i wykrzykiwać jacy wszyscy szczęśliwi będą, gdy taką panią pozyskają, która na smutne, posępne mury Wawelu wniesie z sobą wesele i szczęście...
— I pan nasz przy niej odmłodnieje — mówił z zapałem — a co nim teraz klechy i panowie rządzą, to królowa go pod władzę zagarnie, i nastaną lepsze czasy.
Byłby tu jeszcze gwarzył tak może długo,