Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 075.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przeciągnęła się rozmowa dłużej w tym tonie chłodnym, gdyż oba twardzi ludzie, nie mieli ku sobie skłonności i na ostrożności się mieli.
Zbyszek nie taił, że chociaż przybył na oględziny, i jakkolwiekby znalazł księżniczkę, zawsze, sumieniem do tego zmuszony, odradzać będzie królowi ożenienie.
Siedzieli jeszcze, do tego przedmiotu dodając rozmaite zapytania i uwagi, gdyż Witold o Krzyżakach, o zbliżeniu się do Hohezollerna Brandeburgskiego, o swoich na Rusi podbojach przedsiębranych, wtrącał po trosze, gdy drzwi się otworzyły w głębi i pierwsza weszła wolnym krokiem, nadając sobie majestatyczną powagę, kosztownie przystrojona, od klejnotów świecąca księżna Julianna, z oczyma gniewnemi i zaciśniętemi ustami.
Spełniała w tem wolę męża, iż przyprowadzała Sonkę, ale widać było co to ją kosztowało.
Tuż za nią postępowała, także na ten dzień w najpiękniejsze swe szaty strojna, młodziuchna Sonka; w sukni jedwabnej jasnej i płaszczyku na ramiona zarzuconym, ze starannie utrefionemi włosami rozpuszczonemi, w przepasce na czole, urodą i młodością świetniejąca. Chciała na przekór Juliannie być piękną, a to jej łatwo przyszło. Byłaby nią mimo stroju i bez starania, bo miała to, bez czego największa piękność nie czyni