Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 060.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

naprzód opowiadać o łowach swych, i o zwierzu... Zbyszek słuchał cierpliwie... Kazał mu siąść król. Dla znającego dobrze Jagiełłę, było już jawnem, że się miała ważniejsza a drażliwa począć rozmowa. Domyślał się nawet jej przedmiotu Oleśnicki, lecz pierwszy rozpoczynać nie chciał.
Jagiełło począł od uściskania go.
— Pamiętam — rzekł wzruszony — żeś mi życie ocalił i życzysz mi dobrze, a mówisz prawdę, gdy inni się podlizują i pochlebstwy mnie karmią. Bądź mi tak wiernym i teraz.
Popatrzył milczącemu w oczy.
— Czemuś ty małżeństwu przeciwny? — wyjęknął wreście.
Zbyszek potrząsnął głową.
— Ani wam, królu mój, ani Polsce ono niepotrzebne — rzekł rzeźko. — Lat macie blizko siedemdziesięciu, nie wiek to do wesela. Małżeństwo przez Boga i kościół ustanowione jest dla utrwalenia rodu ludzkiego, a wy się już potomstwa spodziewać nie możecie...
Król się zatrząsł cały...
— Dlaczego? — zawołał szybko i zająkliwie. — Jam w lasach żył, życie mam mocne, siły większe niż wy, coście w murach zamknięci...
Zbyszek pomilczał nieco.
— Obyczaj wasz też nie stworzył do domowego pożycia z niewiastą — rzekł. — Dla naj-