Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 043.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No? i prędko drugą wziął? — spytała Sonka.
— Coś rychło, bo mówili, że się lękał, aby do Polacy precz nie wygnali, więc wziął inną z krwi polskiej, po ich królu dawnym... Ta już mu nie tak była miłą...
Spuściła głowę Femka.
— Jak za pierwszej tak z drugą — dodała — nie siedział nigdy razem, ciągle w lesie. Na zamku on gościem, aby zatrąbili na łowy, uciekał w bór, a pojechał na zwierza, to go często miesiącami nie było... Nie wszędzież królowę z sobą brać, musiała to tu, to owdzie po zamkach się tułać, czekać na swego pana... I tej ludzie nie darowali... prawili, że mu była niewierną.
— A on? — spytało dziewczę.
— On? wierzy łatwo — mówiła Femka.
— Uczynił jej co?
— Poświadczyli i tej, że niewinną była...
Po tej pono niebardzo bolał, gdy mu zmarła... Wyswatała mu siostra trzecią...
Sonka westchnęła...
— Śmiali się a gardłowali ludzie, gdy się z nią żenił, bo stara baba była i chora, a zła i zgryźliwa; co gorzej, że ona mu, słyszę, chrzestną matką była, a z taką jak z rodzoną żenić się nie godzi, ale, czego królom nie wolno? Naprzód się żenił, potem księży o pozwolenie prosił. Więc co robić mieli. Ludzie tej starej