Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 040.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mniejszego zbytku, aby dokuczyć znienawidzonej dziewczynie.
Stara piastunka przypadła na ziemi u jej kolan; zaczęły rozmawiać po cichu. Niejeden raz już doświadczyły, że je szpiegowano.
— Wuj mnie swata — drżącym głosem poczęła Sonka...
Przeżegnała się Femka...
— Daj Boże w dobrą godzinę — rzekła, ręce składając. — Przecież byśmy wolne były od tej.
Wskazała na drzwi palcem...
— A tybyś odetchnęła swobodnie...
— Ale mąż — oczy sobie zakrywając poczęła Sonka — dziad stary! ojcemby mi być mógł, lub...
— Kto? — przerwała piastunka.
Sonka schyliła się jej do ucha.
— Jagiełło!
Teraz Femka sobie oczy zakryła rękami drżącemi i pozostała tak długo milcząca, jakby się modliła czy płakała. Tymczasem dziewczę zadumane odzyskiwało noc nad sobą.
— Taka dola — rzekła śmielej — stary, ale król... i Sonka królową, a Julianna by się jej kłaniać musiała!
W oczach jej błysnęła duma.
— Królową będąc, nie chodziłabym jak tu