Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 030.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczę zadumane, odjęło ręce od oczów powoli, słuchało z uwagą.
— Jagiełło niemłody — ciągnął książe dalej — jeśliby na niego co przyszło, kto wie, Polacy ci mogą młodego męża wyswatać, aby Brandeburczyka, którego Jadwidze przeznaczono, się pozbyć.
Królową być, warto coś za to zapłacić... Klejnotów i sukienek, których jesteś żądna, będziesz miała do syta; i ludzie ci się kłaniać muszą...
Dziewczę łzy już otarłszy, potrząsało tylko ramionami i głową. Witold usiłował odgadnąć co dumała i domyśleć się nie mógł.
— Ja wiem, ty zrozumiesz, że takiej doli odrzucać nie można — mówił znowu — ale ja cię też za darmo nie posadzę na tronie, ty mi tam jesteś potrzebną i to będziesz podszeptywała staremu co ja tobie... Tyś moja być powinna, Sonko, jak byłaś dotąd, dzieckiem posłusznem...
Wszystko będziesz mnie winna, i ja od ciebie wierności wymagać mam prawo!
To mówiąc wstał Witold, popatrzył na swą wychowankę, stojącą w zamysłach i dodał.
— Idź — rzekł — pomyśl com powiedział... a potem padnij mi do nóg i podziękuj, bo choć ze starym, wielka cześć i szczęście cię czeka!
Ze spuszczoną głową, nie odpowiedziawszy