Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 029.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiego męża dam, któremu królowe swatają, ale... stary!
W tej chwili Sonce przyszło na myśl proroctwo Mechy i pobladła, miałaż się tak rychło sprawdzić przepowiednia jej z koroną i łzami?
Witold się rozparł na siedzeniu, jedną ręką bijąc o stół, a patrząc na dziewczę zaciekawione już więcej, niż przelękłe.
— Staremu temu, który już trzy żony miał — rzekł — jeszcze się czwartej zachciało. Jednę poślubił co aniołem była, drugą, prostą kobietę, trzecią wziął wiedzmę rodem z piekła, a ja mu ciebie chcę dać czwartą, abyś była królową... No, Jagielle polskiemu cię swatam!!
Sonka tym razem krzyknęła głośniej i oczy sobie zakryła białemi rękami. Na łzy się jej zbierało.
Nie widziała ona dawno króla Jagiełły, ale słyszała o nim, że bardzo już stary był, że przy żadnej żonie wysiedzieć nie mógł, bo wolał ze psy po lasach jeździć, niż pilnować domu.
Wiele więcej rozpowiadano o nim, jak zazdrośnym był, jak podejrzewał żony, a lada donosów słuchał. Trwoga ją ogarnęła.
— Stary! prawda! — dodał Witold — ale, Sonko, ty co się stroić lubisz, bawić i śmiać, królową być, kazać sobie pokłony bić, na twarz padać przed sobą, nielepiejże jak na Rusi w pustym zameczku marnieć?