Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 022.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeden wyraz. — Korona! — Ten dla niej zagłuszył inne.
Femka ręce załamywała.
— Co ta stara czarownica wiedzieć może? — szepnęła zbliżywszy się. — Dobrze, że poszła sobie, mnie dreszcze przechodziły patrząc na nią. Pewnie poganką jest.
Do huśtawki nikt już nie miał ochoty. Smutek powiał po wszystkich, nawet wesoła księżniczka zachmurzyła się nieco i na bok odciągnęła Femkę.
— Plotła niezdarne rzeczy! — rzekła. — Korona! jabym i korony nie chciała, bylebym ztąd wyjść mogła...
— Alboż ci tu źle — szepnęła Femka — przecie wuj kocha bardzo.
— A Julianna nienawidzi i prześladuje mnie za to! — przerwała księżniczka. — Dobrze mi było za życia rodzonej ciotuchny, a teraz mnie Witoldowa prześladuje za to, że sama uwiędła, i że jej mąż woli patrzeć na mnie młodą, niż się swarzyć z tą babą!!
Femka jej pogroziła.
— Tst! nie mówcie! albo ja nie wiem o tem, nie słucham i nie patrzę...
— O, wuj bardzo mnie kocha — dodała księżniczka, czasem na przekorę żonie — ale i jego kochanie i jej nienawiść, już mnie zmęczyły.