Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 014.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kując, białemi rękami wskazując na drzewa, ciesząc się już zabawie, do której ciągnęła je za sobą.
Nawykła była snadź prowadzić swe towarzyszki i rozkazywać im, bo na skinienie jej wszystkie rzucały się posłuszne...
Pod drzewami, na grubych ich gałęziach, widać było zawieszoną prostą, z mocnych nici w sznury skręconych, z deską na nich przywiązaną, huśtawkę.
Ku niej biegiem, który do pląsów był podobnym, niekiedy w kółko się obracając i śmiejąc, dążyła śliczna czarnobrewa, a biegnąc nie dawała zamknąć się ustom, i każde jej słowo chórem wesołym odzywało się między towarzyszkami.
Sukienka zielona bramowana złotem, ale dobrze wytarta, białe rąbki, na czole przepaska, naszyjnik cienki z wiszącemi na piersiach kółkami, tak umiała nieść na sobie, jakby ją klejnoty okrywały... Na maleńkich bosych nóżkach miała trzewiczki jak suknia zielone, lecz od używania spłowiałe.
Zbliżywszy się do huśtawki, dziewczę raźnie na nią skoczyło, pochwyciło dwa grube sznury, na których wisiała i śmiejąc się, wykrzyknęło.
— Hej! do roboty! hej! A rzucajcie mną wysoko, pod same obłoki! po nad drzewa, nad wierzchołki... aż do gwiazd, pod niebiosa...
Starsza niewiasta, z twarzą bladą, przeciąg-