Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 294.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O! błogosławionaż to godzina, gdyście próg mój przestąpili — zawołał — mówcie co uczynić mam... Całą biedną mądrość moją składam u nóg waszych i dobroczynnej tej niewiasty...
— Dziś nad wieczór czekajcie na mnie — dodał rozweselony duchowny i już się miał ku drzwiom zawrócić, gdy myśl go jakaś wstrzymała.
— Ojcze mój — rzekł ciszej — jeżelibyście w przyszłości zbyt smutnego dopatrzyli się obrazu, nie zakrwawiajcie nim serca matki.
Stary podniósł ręce.
— Bądź spokojnym — rzekł — doświadczenie nauczyło mnie ważyć, co czyje barki znieść mogą. Nie włożę na nie brzemienia nad siły...
Po wyjściu gościa, mistrz Henryk nie powrócił już do swej księgi, cieszył się jak dziecię nadzieją rękopismu... Potem stał czas długi zadumany, usiłując rozwiązać jakąś zagadkę...
Czoło mu się pofałdowało, pot otarł z niego, uśmiechnął się i uderzył w ręce... Zdawało mu się, że odgadł to, czego się dowiedzieć pragnął.
Szybkim krokiem poszedł do stolika i z kupki papierów i pargaminów zamkniętych w nim, dobył, przetrząsnąwszy je, trzy horoskopy...
Jeden z nich, popatrzywszy nań, nazad zachował, dwa u okna począł badać i rozmyślać nad niemi.
W kącie wielkiej izby, mało widocznym i zaciemnionym, stał prosty z drzewa sosnowego klę-