Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 281.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Matka przycisnęła go do piersi.
— Czekaj — szepnęła mu po cichu — i ciebie czeka korona! i ty włożysz ją... ja to czuję i widzę!!
Na stole leżała przygotowana dla Władysława korona, którą na purpurową wdziać miał czapeczkę, gdyż była na głowę jego za wielką.
Królowa, której świeże doniesienie pokoju nie dawało, zbliżyła się do tryumfującego synaczka i całując go w czoło, szepnęła.
— Patrz, abyś tak uczynił jak mówię... słuchaj mnie dobrze i zrozumiej.
Władysław zwrócił oczy iskrzące się i ciekawe na matkę, dając znak głową, że spełni jej przykazanie.
— Gdy w rynku zsiądziesz z konia, aby zająć miejsce na tronie, uważaj to dobrze, jeśli książęta Mazowieccy spór rozpoczną z biskupami, kto ma siąść po prawicy twej...
Podniosła rękę do góry królowa.
— Koronę twoją winieneś biskupowi, byłbyś niewdzięcznym, gdybyś przeciw niemu stanął, ale Mazowieccy i tak ci są niechętni, a zniechęcać ich się nie godzi.
Władysław oczyma zdziwionymi zdawał się szukać, jakimby środkiem dwie potęgi te przęjednać...