Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 272.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

proszono, a u mnie bodaj czy co jest, oprócz wina i chleba...
Strasz padł na ławę jak długi i jęknął tylko...
Mielsztyński poruszył ramionami, i nie odpowiadając gospodarzowi, klasnął w ręce, jak gdyby w domu był, rozkazując sobie dać wina i jadła, jakie było.
Nie chciał zupełnie zrywać z Dersławem i odezwał się.
— Naprawdę za zdrajcębym cię powinien mieć, ale z tobą jak bez ciebie, nie poczęlibyśmy nic, bo nas ci gwałtownicy liczbą przemogli...
Tylem miał, spytaj Strasza, że wobec wszystkich, marszałka Jana Głowacza katem i podłym nazwałem, na rękem go wyzywał i tchórzem uczyniłem.
— A on co na to? — spytał Dersław...
Strasz jęknął. Spytek splunął...
— Niekoniec na tem — rzekł. — Zasadzę się na niego i łeb mu zetrę. On, on! a biskup winni wszystkiemu...
Poczęło się dobrze, ludzie się wahali, Zbąskiego słuchano z poszanowaniem...
Spuścił głowę Spytek, przerwał i dodał.
— To niekoniec! mnie nie zmogą tak łatwo...
Powoli do Dersława zaczęli się ściągać i inni, ci co występować do końca odwagi nie mieli, a teraz znowu do swoich spieszyli, żeby choć zaboleć razem. Przywlókł Kuropatwa z Łańcucho-