Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 259.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sala coraz się więcej napełniała i cichy szmer tylko w niej słychać było... Spozierano po sobie. Z lic widać było, że walka musiała zawrzeć gorąca...
Koronacya dnia tego zależała od godziny ukończenia głosowania i sporów...
Przed południem musiał ze mszą wyjść arcybiskup. Zostawało więc zaledwie parę godzin na zwalczenie nieprzyjaciela.
Wszyscy urzędnicy koronni byli zawczasu na swych miejscach, gdy arcybiskup ukazał się w szatach swych uroczystych, a obok niego Zbigniew krakowski, Władysław wrocławski nominat, Stanisław płocki i Jan chełmski biskupi... Zgromadzenie powitało ich powstaniem, w milczeniu zajęli miejsca...
Z twarzy smutnej i wylękłej arcybiskupa Wojciecha niewiele było można wyczytać, Zbigniew szedł z głową podniesioną dumnie i choć prymasowi miejsca ustępował, nikt się omylić nie mógł na tem, kto tu z nich w istocie większe miał znaczenie i siłę.
Oleśnicki zająwszy miejsce, rzucił wejrzeniem śmiałem w stronę Spytka, zmierzył oczyma jego i tych, których prowadził, westchnął i odwrócił wzrok, jakby niewiele sobie ważył tych ludzi.
Arcybiskup oczu podnieść nie śmiał, po cichu rozmawiał z płockim biskupem, aby nie oka-