Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 258.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bardzo wcześnie dolna sala biała zaczęła się napełniać, lecz wchodzono i wychodzono a senatorów nie było jeszcze. Dla królowej stało pod baldachimem przygotowane siedzenie, dla senatu świeckiego i duchownego ławy okryte... dla innych proste, ile miejsca starczyło...
Szlachta i pomniejsi urzędnicy już zaczynali napływać i sadowić się, obierając sobie siedzenia dogodne, gdy z niezmiernym przepychem strojny, z dumną miną, okolony liczną dosyć gromadą nadjechał Spytek z Mielsztyna.
Obok niego z jednej strony wychudły i straszny roznamiętnieniem Strasz, z drugiej Abram Zbąski sędzia poznański, dalej nieco Dersław z Rytwian i pomniejsi różni, cisnęli się kupą na salę... Było tu już ludzi dosyć.
Spytek chciał zaraz miejsce sobie jak najbliżej tronu i senatorów obrać, ale mu ich nie dał marszałek, opowiadając, że dla wojewodów i kasztelanów zachowane były. Musiał więc ku jednemu oknu cofnąwszy się z gromadą swą, zająć pośledniejsze miejsce, zawsze jeszcze dosyć blizkie, aby się głos jego dał słyszeć.
Dersław milczący, stanął za nim, z wielkim podziwieniem Strasza, nie zdając się ubiegać o to, aby bardzo był na oku. Uderzyło to jego, a może i innych, lecz na sali sporu rozpoczynać z nim nie pora była...