Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 251.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nic. Ze wzgardą odwrócą się od nich ludzie... a my wcale na ich hałasy i krzyki zważać nie myślimy. Zmuszeni jesteśmy poszanować ich prawo wolnego głosu, lecz słuchać go nic nas nie obowiązuje.
— Ah! gdyby można uniknąć tego! Ubłagać ich! obdarzyć — rzekła królowa niespokojnie.
— Ani prosić, ani w targi z niemi wchodzić nie możemy — odparł biskup. — Uzuchwalilibyśmy warchołów, okazalibyśmy słabość i nieufność w prawa nasze. Cóż znaczą głosy kilku ludzi?
Tu biskup zniżywszy głos, wyraził się dobitniej jeszcze.
— Psy na księżyc szczekają... świeci on dla tego...
Noc to była, której nikt nie spoczął w Krakowie. Nazajutrz gotował się dzień wielki. Nie widać było jednak na twarzach radości nigdzie, a na wielu posępne przeczucia przyszłości. Na zamku przygotowania czyniono do uroczystości jutrzejszej, w kościele służba stawiła tron i zaściełała dla senatorów ławy. W rynku mieszczanie sposobili się w poniedziałek hołd oddawać zwykły młodemu królowi. Po gospodach panowało milczenie w jednych, gorączkowy w drugich niepokój.
Wszyscy co nazajutrz do zażartej gotowali się wojny, widząc już zawczasu, iż ona dla nich