Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 250.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy uczuli się poruszonymi i nikt nie śmiał się sprzeciwiać.
Senatorowie powstali. Był wieczór już, biskup wprost szedł do królowej, która w niepokoju ciągłym na wiadomość oczekiwała.
Zwycięztwo uczyniło go spokojniejszym i weselszym. Z twarzy mogła wyczytać królowa, iż jej pociechę tak pożądaną przynosił.
— Przychodzę z Rady — rzekł wesoło. — Jeżeli były jeszcze jakieś wątpliwości co do dnia jutrzejszego sądzę, że są zniesione. Król Kaźmirz pomógł mi do przezwyciężenia ich. Senatorowie wszyscy są zgodni.
Złożyła ręce królowa, a na dany znak młode chłopię w milczeniu przyszło ucałować rękę biskupa.
— Pomimo zapewnień twych, mój ojcze — odezwała się ciszej Sonka — dzień ten jutrzejszy nie będzie do przebycia łatwym. Gotują się nieprzyjaciele. Niepoczciwy Strasz, burzliwy Spytek, płochy Dersław i cała gromada ich przyjaciół zapowiadają, że na koronacyą nie pozwolą. Odgrażają się, że gotowi u drzwi kościelnych krzyczeć i lud podburzać...
Oleśnicki pogardliwie twarz zmarszczył.
— Wszystkiego się po tych ludziach spodziewać można, którzy ani Boga, ani kościoła nie szanują, a zerwali z wiarą, na której łonie się wychowali. Okryją się ohydą, ale nie dokażą