Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 239.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zgodnie ukoronować małoletniego, niż wojnę prowadzić o koronę, a kraj na pożogę i zniszczenie wystawić.
Zwolna mniej śmieli a strudzeni, wymykać się zaczęli z biskupiego dworu. Została mała kupka, z którą biskup swobodnie już rozmawiał, jak z przekonanemi i przeciągniętemi na swą stronę.
— Jedźcie do domów, nie dajcie się opanowywać warchołom, którzy kraj gotowi poświęcić, aby do najazdów mieć dogodną porę i sakwy naładować, a na rozpustę je opróżniać.
Kilkodniowemi próżnemi rozprawami znużona szlachta, radę tę przyjmowała wdzięcznie.
Wychodzili z dworu biskupiego powtarzając sobie, iż czas do domów było, a tu już niema co robić.
Spytek i Dersław spostrzegli się w końcu, że nie mieli już na co czekać. Pobici byli na głowę, prawie bez walki.
Z szaloną zaciętością przeciwko biskupowi Spytek się wyrwał ze dworu. Dersław spieszył za nim. Chcieli łapać rozpływającą się szlachtę, ale głosy ich nie miały już znaczenia, nie słuchano, rozjeżdżali się wszyscy.
We trzech ze Straszem, prawie opuszczeni, dopadli do gospody Dersława, który klął klechów, nie wyjmując stryja.
— Podszedł nas!! zdrajca!