Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 236.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

one w babskie ręce, albo faworytom i wielkorządzcom, z których łaski my już dosyć cierpieliśmy.
Głośno mu potakiwać zaczęto... Biskup milczał.
Odezwał się i Jan Mężyk z Dąbrowy, w tej samej myśli, ukazując jak niebezpieczną była chwila, na którą nieprzyjaciele czyhali.
Inni też domagali się głośno, aby nie dopuścić koronacyi dziesięcioletniego wyrostka...
Słuchał Oleśnicki bardzo cierpliwie tych wywnętrzań.
Nie mógł przepuścić i Goworek tak dobrej zręczności popisu z wymową i odchrząknąwszy, począł długi wywód historyczny o bezkrólewiach, o rokoszach, o niepokojach, jakich się za panowania małoletniego spodziewać było można.
Dano mu mówić, a Oleśnicki nie przerwał i teraz jeszcze. Po kilku tych mówcach, gdy się już argumentów nowych przebrało, a powtarzano jedno, zabrał głos w końcu.
— Niebezpieczne są może rządy małoletnich, to prawda — rzekł — ale opieka starszych a wiernych synów korony tej czuwać będzie nad niedorosłym monarchą. Stokroć niebezpieczniejsze są spiski, sprzysiężenia, pokątne zabiegi, które rozrywają jedność i zgodę i gotują wojnę domową.
Stoimy na skraju, może ta chwila albo długie lata pokoju i pomyślności nam dać, albo