Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 234.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Inni poszli za tym głosem. Goworek też radził umiarkowanie, a rozdrażniać nie życzył. Spytek i Dersław mocno skłopotani, widząc, że za sobą większości nie mają, musieli burcząc zamilczeć. Postanowiono, ponieważ to do niczego nie zobowiązywało, iść jutro do biskupa.
Tu dopiero postrzegli Spytek i Dersław, jak wielki błąd popełnili, biskupa nie prosząc na zgromadzenie ogólne, gdzieby za sobą tłum mieli. Do biskupa zaś mieli iść wybrani, przedniejsi, i ci co już skłonni byli mu się pokłonić i posłuchać go, a potem oni mogli za sobą pociągnąć resztę. Błąd był nie do poprawienia.
Dersław wnosił po oddaleniu się Goworka, aby oni ze Spytkiem i Straszem nie szli do biskupa.
— Toby znaczyło, żeśmy się go zlękli i dali mu za wygranę! — odparł Spytek. — Nie może to być. Ja idę.
Jakkolwiek Dersławowi przykrem to było i on iść musiał. Strasz zapowiedział, że do klechy nie pójdzie. Dano mu pokój. Inni wszyscy w obawie, aby starego Goworka i innych stateczniejszych ludzi nie przewiódł na swą stronę, oświadczali się, że pójdą.
Przez cały jednak wieczór, jakby przewidywali, że zostaną pobici, Spytek z Dersławem jeden na drugiego winę zrzucali, iż biskupa nie wezwali.