Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 228.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w palcu rozumu, niż my wszyscy w głowach... Przyjechał, to niedarmo. Gdyby nie wiedział, że nas zmoże, nie pospieszyłby się z Krakowa.
Drudzy, którzy osobistemi stosunkami byli tu pociągnięci, a z Kościołem zrywać nie myśleli, szanowali krakowskiego biskupa, jako świątobliwego i mężnego kapłana, inni naostatek widzieli w nim magnata blisko spowinowaconego z Tęczyńskimi, Tarnowskimi, z Koniecpolskimi i znali świecką potęgę tych rodów.
Mógł Spytek z Mielsztyna powiedzieć sobie, że biskupa znać nie chce i nie myśli doń żadnego uczynić kroku, nie sprzeciwiano mu się w brew, lecz spoglądano niespokojnie ku kollegiacie.
Dersław z Rytwian i Kuropatwa byli tego przekonania, że biskup, pychę z serca zrzuciwszy, sam do nich tegoż dnia przyjedzie...
Tymczasem obradowano...
Lecz wiadomo jak u nas podobne się zjazdy obchodziły z dawien dawna. Mówiono wiele i głośno, do ostatniego słowa przyjść było trudno, a gdy wszyscy znużeni już radzi końca czekali, ktoś zręcznie podrzucał uchwałę i okrzykami ją przyjmowano, zagłuszając przeciwników... Tu zaś właściwie oporu nie było i wszyscy niemal się na jedno godzili. W długiej mowie Goworek z Chrobrzan wyłożył, historycznemi się podpierając wywodami, że małoletnich rządy są dla kraju niebezpieczne, koronacyę więc odłożyć należało,