Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 227.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwili z ust do ust przebiegła po wszystkich gromadkach. Podawano ją sobie.
— Wiecie? — biskup przybył.
— Jaki?
— A no Zbyszek!...
Na twarzach szlachty malowała się troska tak widomie, że Spytek się nią zatrwożył.
Przybrał więc tem śmielszą i pewniejszą siebie postawę i głośno począł się z tem odzywać, że oni tu żadnych biskupów nie potrzebowali.
Dersław obracał w żart trwogę tych, którzy nawykli byli Oleśnickiego się lękać i nadzwyczajną mu przypisywać potęgę.
— To nie za Jagiełły — mówił — pana nie mamy... My tu teraz panowie.
Niektórzy mu potakiwali, lecz na boku, między sobą, widać było, że wszyscy niespodzianym przyjazdem mocno byli zmięszani.
Kuropatwa z Łańcuchowa, jeden z najgorliwszych husytów polskich, miał w sobie to, że duchowieństwa się lękał i może dlatego takby był rad zrzucić z siebie jarzmo jego. Zbigniew zaś biskup dla niego uosabiał całą tę potęgę Kościoła i nikt mu nad niego straszniejszym się nie wydawał.
Na Kuropatwie wiadomość ta zrobiła wrażenie przygniatające.
— Skoro on tu jest — rzekł — wszystko djabli wzięli. My nie zrobimy nic. On ma więcej