Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 222.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy to mówili, poczęli i inni się schodzić senatorowie, bo wieść o tym niespodziewanym zjeździe w Opatowie piorunem się po mieście rozeszła i przeraziła wszystkich. Lecz zgodni byli w tem, że jechać im nie należało. Tegoż zdania był Jan z Koniecpola kanclerz i Jan z Tęczyna kasztelan biecki, i inni.
Biskup swoje zdanie wypowiedziawszy, milczał i słuchał zadumany.
Brat napróżno go starał się odwodzić od zamiaru udania do Opatowa, dowodząc, że dosyć posłać kogo, aby był, słuchał i przywiózł wiadomość pewną, co się tam stanie.
— Dałem słowo strwożonej królowej — rzekł w końcu spokojnie Oleśnicki — jechać muszę. Wezmę z sobą kapelana i sług niewiele... Nic mi się tam stać nie może.
Nikogo z was zresztą, przeciw przekonaniu jego, nie namawiam.
Głowacz chodził po izbie z rękami załamanemi; trwożył się on o brata.
— Zważ co czynisz — rzekł. — Na tobie dziś wszystko... Wiedzą oni dobrze, iż gdyby głowy nie stało, gdy pasterza nie będzie, owce się rozsypią. Mogą się dopuścić gwałtu... Wszystko u nich możliwe. Dersław z Rytwian do rodzonego stryja arcybiskupa strzelać kazał, skarb mu wyłupiwszy... Co innego było stawać oko w oko Jagielle i narażać się na gniew jego,