Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 216.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyjechał nagle, zjawił się dnia jednego nazad, pomimo niezwykłej godziny, domagając, aby go natychmiast do królowej wpuszczono...
Cały jeszcze kurzawą podróżną okryty, z twarzą potem oblaną, stanął przed nią. Postawa jego i pośpiech z jakim się natrętnie do drzwi dobijał, nastraszyły Sonkę...
— Miłościwa pani — rzekł zaledwie się skłoniwszy Hincza. — Wie-li co biskup krakowski albo ktokolwiek o zwołanym zjeździe szlachty do Opatowa, która się chce koronacyi opierać?
Sonka cofnęła się przestraszona żegnając.
— Ani biskup, ani ja, ani nikt o nim nie słyszał!
— Na rany pańskie — począł Hincza — a toć ledwie czas zapobiedz temu, a Bóg wie nawet czy w porę się co da uczynić. Zjazd w tych dniach, niezawodnie. Gromadzą się nań wszyscy nieprzyjaciele biskupa i wasi...
Królowa bez długiego namysłu, gorączkowo klasnęła na sługi i nie przestając wypytywać Hinczę, wyprawiła dworzanina do biskupa.
— Czyjemże ten zjazd jest dziełem? — zapytała.
— Dosyć powiedzieć, że Strasz w to rękę umoczył — zawołał Hincza — a z nim co jest najzuchwalszych, wszyscy jadą i biegną. Sprawiono to tak zręcznie, że gdy dadzą znać panom senatorom, jeżeli im oznajmić o tem raczą, już na