Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 203.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prowadzone do Krakowa, co oni o tem opowiadają.
— A no? — spytał Kuropatwa — cóż tam się za cuda działy?
— Od samego Gródka, słyszę — mówił Dersław — po całej drodze tłumy ludu zapłakanego towarzyszyły zwłokom do Krakowa. Około dębowej trumny, przyozdobionej koroną i oznakami królewskiemi, cisnęło się co żyło... wysypywały się wioski i miasta na spotkanie. Duchowieństwo z chorągwiami, z krzyżami, z relikwiami stało po całej drodze. Nieustannie musiał się pochód zatrzymywać dla nabożeństw i mów żałobnych, dla natłoku ciżby, która się do trumny choć przybliżyć pragnęła.
Szlachta, panowie, księża, nawet lud prosty ze szlochaniem wszędzie mary królewskie spotykał...
Bodaj umarłego pokochali więcej niż żywego niegdyś — dodał Dersław — aliści pewna, że się przywiązanie i do rodziny i do pędraków wzmoże przez to... Nie tak to łatwo będzie wymieść Litwinów precz...
Strasz burczał słuchając...
— Co to wszystko znaczy? — odparł dziko. — Co lud rozumie? jemu, aby w dzwony uderzono a chorągwie powiały, biedz gotów... Tak samo się będzie cieszył, gdy ich precz wyżeniemy, jak teraz płacze chowając starego niedołęgę...