Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 193.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kończył Kuropatwa — a ten dzielny jest i nie ulęknie się.
— Ja z wami! z wami! — począł Strasz zamyślony. — Rozumiem to, że wam o co innego niż mnie idzie, ja tego plemienia nie chcę, ja tej królowej radbym krwawe łzy wycisnąć, wy się potykacie z klechami... ale mi wszystko jedno, bylebym miał sprzymierzeńców.
Wyciągnął chudą rękę Kuropatwie, który ją ujął i potrząsnął.
— Nasza sprawa święta — odezwał się Jaszko z Łańcuchowa. — Dobijaliśmy się ciężko swobód dla siebie, za króla Loisa, przy wstąpieniu na tron Litwina, za panowania jego, gdyśmy w Łączycy pargamin rozsiekali, a to się wszystko na nic nie zdało... Klechy prawa tak pisały, że im się tylko swoboda i panowanie dostało, a nam dziesięciny i niewola... Czechy nam przykład dały... Raz trzeba się z jarzma ich wybić.
— A królowa ze swojemi...... niechaj rusza zkąd przybyła — dokończył Strasz.
— I biskupa Zbyszka jej dodać za opiekuna — rzekł Kuropatwa...
Strasz po izbie żywo się przechadzać począł.
— Z tym człowiekiem sprawa będzie trudna — rzekł. — Zmógł on wielu, boją się go.
— Do czasu dzban wodę nosi — wtrącił Kuropatwa. — Z dobroduchem Jagiełło łatwo mu było... z nami przyjdzie trudniej, tamtemu Rzy-