Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 190.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dla czego? — spytał Strasz.
— Tyś na dnie wieży siedział — ciągnął Kuropatwa — a co Dersław dokazywał, mało do ciebie doszło.
Poruszył ramionami.
— Rozmiłował on się w ślicznej Ofce, córce Bolka księcia mazowieckiego i szaleje za nią. Dla niej na wszystko gotów, a reszta dla niego nie znaczy nic. Dziewka prawda jak anioł piękna, no i księżniczka, ale gdyby prostą była chłopianką, szalećby za nią warto. Dersław rozum stracił... majętności jakie miał wszystkie poszły na tę miłość, ale arcybiskupa mając w rodzie, który umie grosz do grosza ściągać i skąpi kościołowi, aby swój ród dźwignął, nie zabraknie Dersławowi...
Śmiać się począł Kuropatwa.
— A wiesz co on w Orzelcu robi?
— Kat go wie! — odparł niechętnie Strasz.
— No, i ja też wiem — mówił Kuropatwa — Orzelca mu arcybiskup nie puścił przecie, a on go zajął, wiesz dlaczego?
Tu Jaszko z Łańcuchowa za boki się wziął i ze śmiechu mówić nie mógł. Musiał długo zachodzić się tak, na co Strasz dziwne oczy robił, nim dalej opowiadać począł.
— Stary arcybiskup skarby ogromne zebrał, to wszystkim było wiadomo, ale gdzie je chował, o tem wiedziało dwóch tylko... Jednym