Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 186.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Strasz! — I zbliżywszy się począł mu się przypatrywać.
— A co? prawda? — wyjąknął Strasz — widzisz! widzisz! co się ze mną stało! Co oni zrobili ze mną!! Czym podobny do żywego człowieka, czy do trupa? Trupem już byłem i z tamtego świata powracam...
Stali chwilę przeciwko sobie milczący, głowami potrząsając. Boleść nie mogła długo tłumiona w piersi Strasza się zamknąć. Wybuchnął znowu namiętnym głosem.
— Strasz jestem... czy cień Strasza... Trzymali mnie zbóje na dnie wieży w Sandomierzu, czekając rychło li ducha wyzionę. Jan z Czyżowa dobrym starostą grodowym!! Głód, chłód, smród, wszystko przeciw mnie obrócił, abym tam zdechł. Nakoniec z wielkiej łaski, gdy były najtęższe mrozy, przysłał mi kociołek węgla na dno wieży... a węgle mnie o śmierć niemal przyprawiły. Dobyli potem z wieży skostniałego, ledwiem cudem do zdrowia powrócił.
Podniósł chudą, kościstą dłoń do góry.
— A no żyje Strasz! żyje! a gdy się na królu nie może pomścić, bo go niema już, pomści się na królowej za kaźń swoją, na dzieciach jej, aż do...
Głosu mu zabrakło, zadławił się złością swoją.
Kuropatwa słuchał zimno.