Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 162.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i królewicze kłaniali się od ust śląc pocałunki sędziwym panom, a widok tych niewinnych robaczków kazał zapomnieć na czas, że w nich krwi Piastów nie było.
Włodek, starszy, ośmioletnie chłopię, podobne do ojca z twarzy, miał już prawie rycerską postać, a pięknym był jak niegdyś matka i miecz mu już u pasa nie ciężył. Obiecywał, że wodzem być potrafi.
Szczęśliwie obszedł się ten zjazd w Sieradziu, jechał potem król z żoną i dziećmi do Poznania, aby sobie Wielkopolan zjednać i tu zamiast w Krakowie, wyprawił wesele córce ulubionej siostry swej, żony a wdowy dziś Ziemowita Mazowieckiego, którą dał Bogusławowi książęciu na Słupi.
Emilkę tę król sam wypiastował na kolanach, rosła w jego oczach, sprawiał jej ochędóztwa różne, cieszył się nią, bo Olga, — Aleksandra albo z dziećmi do króla przyjeżdżała, lub on do Płocka przybywał, przesiadywał tam długo, lubił gościć. W Płocku było mu swobodniej i mógł o troskach królowania zapomnieć.
Królowa nie opuszczała teraz małżonka, a miała słuszne do tego powody. Wiedziano już o nadciągających posłach czeskich, pragnących pozyskać Jagiełłę. Ofiarowali mu oni posiłki przeciw Krzyżakom, aby go z Korybutem pojednać i sprawie swojej zjednać.