Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

władzy, jeśli nie dla siebie, to dla kościoła, a opieka nad małoletnimi i królową, zapewniała mu panowanie na długie lata.
Ale ufając Oleśnickiemu, idąc za jego radami, skarżyć mu się nie śmiała nawet na tę potwarz nową, od pierwszej może straszniejszą, której twórcy ani dośledzić, ani go ukarać było można.
Biskup odgadnąć musiał jej myśli, bo sam rozpoczął rozmowę o Jadwidze.
— Ojcze mój — odpowiedziała królowa ze łzami w oczach — nic o niej nie wiem, oprócz że jest chorą, zbliżyć mi się do niej nie godzi, bom macocha, i jestem posądzaną...
Biskup domyślał się reszty... zadumał się trochę.
— Wezwij, miłość wasza, kanonika Elgotta do siebie — rzekł — mąż zacny, on na to poradzić może, aby królewna sama dała świadectwo prawdzie.
Rada taka była zgodną z myślą samej królowej, utwierdziła ją w tem co zamierzała.
Kanonik Elgott i Świnka byli jedynymi z duchowieństwa, najbliższymi Jadwidze, obudzał w nich litość żywą ten kwiatek na królewskiego szczepu łodydze, rozwinięty ledwie a już więdniejący. Obaj byli ludźmi wielkich zdolności i odznaczali się już wówczas między mistrzami, w bujnie rozrastającej się akademii krakowskiej.