Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 149.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jako z ust Jadwigi pochwycone, świadectwo, oskarżenie, roznosiły po świecie.
Jednego wieczora stara Femka zapłakana przysła do królowej, ale pytana, przyczyny łez wyznać nie chciała.
Narzekała tylko na dzień i godzinę, która je tu przyprowadziła, na tę koronę rozpaloną, którą jej pani włożono na skronie.
— O bogdajbyśmy były nie widziały kraju tego, grodu tego i ludzi tych o językach wężów i żmij! Łzami polewamy drogi nasze i poić się musiemy łzami.
— Femko moja? cóż się stało? — zapytała królowa.
Z gniewem zerwała się, z osychającemi nagle oczyma stara piastunka.
— Niepoczciwe te Lachy! Śmią mówić, żeś ty ją otruła! Powtarzają, że ona sama cię obwinia, że to z ust jej własnych słyszały. Brakło nam tego jeszcze!
I zalała się łzami. Królowa już nawet płakać nie mogła. Dawniej umiała się wyszlochać i to jej ulgę czyniło, teraz łez brakło... paliły się gdzieś we wnętrzu i piersi jej piekły żarem. Spojrzała pogrążona w myślach na swą starą i poszła do okna z załamanemi rękami.
Dwaj kanonicy krakowscy, ksiądz Adam Świnka i ks. Jan Elgott, codzień prawie odwiedzali królewnę.