Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 147.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czem oparte. Królewna w oczach niknęła... bladła, kaszlała, słabła... więc zadano jej truciznę.
Gdy słabość Jadwigi coraz jawniejszą być poczęła, wymyśliły sługi, że w przytomości narzeczonego jej, małego Fryderyka, po wypiciu czegoś dostała mdłości, a potem zaraz poczęła się ta nieuleczalna choroba. I... ciągnęła się rok cały... co najlepiej dowodzi, jak ta nikczemna potwarz głupim była wymysłem.
Opierać jej nikt się nie ważył.
Królowa czuła ją w powietrzu, choć nikt nie śmiał jej o tem uwiadomić. Nie mogąc sama zbliżyć się do chorej, aby posądzoną nie była, bo wiedziała jak jest znienawidzoną macochą, posyłała lekarzy, modliła się do Boga, ażeby cios ten od niej odwrócił.
Ale królewna gasła w oczach.
Chodziła jak cień smutny po zamkowych komnatach, ścigana ciekawemi oczyma, opłakiwana zawczasu jak ofiara.
Ofiarą tej fatalności była wistocie królowa Sonka, której los nową boleść gotował, któż wie? może nawet w sercu ojcowskiem najokrutniejsze posądzenie.
Biednej niewieście danem było doznać wszystkich męczeństw i wszelkich potwarzy. Potrzebowała męztwa i siły nadludzkiej, aby je znieść, przeżyć i nie upaść pod niemi.