Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 136.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwyciła gorąco. Napróżno ochmistrz, a z nim wielu innych, wznawianie odradzało, Sonka żądała koniecznie być jawnie oczyszczoną, król się opierał, wypraszał, przystał wreszcie. Królowa błagając, całowała go po rękach, klękała przed nim, powtarzała, że inaczej nie obmyje się z tej plamy...
Stanęło na tem, iż sąd został wyznaczony rycerski, a zasiadać na nim miał Piotr z Widawy sędzia sieradzki.
Strasz nie mając najmniejszego przeczucia co go tu czekało, zabawiał się wesoło, bezkarnością długą ubezpieczony, gdy jak piorun z jasnego nieba pozwy nań spadły.
Znalazły go one wśród wielkiej gromady przyjaciół, krewnych, powinowatych, których Strasz zawsze hojnie podejmował i jednać sobie lubił.
I stał się niespodziany cud, że w oka mgnieniu izba i dom opróżnione zostały, pierzchło co żyło, wypierając się wszelkiego stosunku z nieszczęśliwym.
Jednym jeden, wstydząc się go opuścić, brat rodzony Strasza, Czarnym zwany, wiernym mu pozostał. Oba rozumieli dobrze, iż z królową walczyć było trudno, i na srogą kaźń musiał się gotować. Nie wiedzieli co począć, i Jan głowę ratując, myślał zbiedz na Litwę do Świdrygiełły, lub do Czech między Hussyty... ale i ucieczka