Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 134.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

iżby on ważył się tu pokazać, o królowej wiedząc. Krew się w nim zburzyła.
Jan Strasz w przyjaciół ufając, których miał dosyć, sądząc że sprawa była ze śmiercią Witolda ubita, umyślnie przyjechał, aby nie okazać trwogi i zatrzeć do reszty zajścia tego wspomnienie.
Hincza nie dał poznać po sobie co zamyślał, ale w duchu rzekł, że teraz lub nigdy zemścić się musi i sąd wywołać na niego.
Ocierali się o siebie kilka razy, nie mówił nic Hincza, nie zważał nań, obojętnego udał, ale czekał na przybycie królowej.
— Sam Pan Bóg zrządził, że mi tu winowajca wpadł w ręce — mówił cicho — albo teraz lub nigdy.
Nadjechał król, witany radośnie i gorąco; przeprowadziły go tłumy na zamek górny, a gdy nazajutrz wyszedł do izb natłoczonych senatorami i szlachtą, witany okrzykami serdecznemi, dziękować począł, potem opowiadać sam po prostu, jak go tam męczono, i co cierpiał... za grzechy swoje (wyraził się tak z pokorą), wołaniom i odgróżkom przeciwko Świdrygielle nie było końca.
Tuż za tronem siedziała królowa, przysłuchując się, a serce jej rosnąć musiało, widząc jak się tu przywiązanie do Jagiełły i do rodu jego objawiało wymownie.