Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wracaj sobie do żonki — rzekł szyderczo Świdrygiełło. — O! ona tam słyszę rozbijała się, aby jej co prędzej męża z niewoli wypuścili.
Jaka tu tobie była niewola?
Ja ciebie do ciemnicy nie sadzałem. Na zamku siedziałeś jak pan, ty i Lachy twoje. Głodem was nie morzyli, dyb nikomu nie kładli. Teraz jeszcze ztąd srebra jak lodu wywieziesz dosyć, a i podarków się nie powstydzę.
— Nu, wrota otwarte, nie trzymam was... Z Bogiem, wracaj sobie do Polski...
Podrzucił głową Świdrygiełło, i gdy król zbliżył się, aby mu dziękować, on kołpak nałożywszy, ani na niego ani na nikogo nie patrząc już, do drzwi się zawrócił i wyszedł.
Kniaź Siemion pozostał.
Na dworze królewskim niewypowiedziana radość po niepokoju i trwodze nastąpiła. Jagiełło odżył.
Nie mając kogo uścisnąć, objął kniazia Siemiona, bo jemu przypisywał tę nagłą szczęśliwą zmianę.
Holszański się wypierał i szeptał cicho.
— Z Polski przyszły wiadomości o wojsku... Sonka przyspieszyła wysłanie. Jej podziękujcie.
Jagiełło ręce składał do modlitwy.
Andrzej z Tęczyna, Drzewicki, Mężyk, którzy tulichy pochowawszy, weszli do izby, poczęli króla po rękach całując nalegać, aby natychmiast