Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy słuchali uszom nie dowierzając. Świdrygiełło jakby przymuszony, głos miarkując, mruczał dalej.
— Jaka tu była niewola? jaka? Ja ciebie nie zamykałem. Nie puszczałem ino póty, pókiś nie zrobił co należało... Teraz jedź! Bogiem się świadczę, niech i kniaź Siemion słucha... nie trzymam. Wracaj do Polski.
Lachy mnie jakiemiś posłami grożą, ja z nimi gadać nie będę, nie potrzeba posłów... Na co? Wojskiem mnie grożą, albo ja wam wojnę wypowiadałem?..
Słuchającemu Jagielle twarz się rozjaśniała, wyciągnął ku niemu ręce obie, ale ich Świdrygiełło nie dotknął.
— Ja zaraz wyprawię do Polski — rzekł król — aby ani posłów, ani wojska nie wysyłano nadaremnie...
— Ale zamki podolskie moje! Każ mi je zaraz zdać! — dodał Świdrygiełło, już głos podnosząc namiętniej.
Król oczy spuścił.
— Wszak dałem listy.
— Nu! nu! Byle twoje Laszki nie szarpały się, nie rzucali a nie kusili się odbierać, bo naówczas wojna! — począł kniaź.
Nic mu już król na to nie odpowiedział. Nastąpiła chwila przykrego mllczenia.