Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

królowej, ci co świadkami byli, jak gorliwie zabiegała, wydziwić się i odchwalić nie mogli.
Ona jedna sprawiła to na zjeździe, iż się nie ociągano do wiosny, ale póki jeszcze trzymała zima, wyruszyć postanowiono, korzystając z błot i rzek zamarzłych.
Stali tak rozmawiając u okna, gdy Jagiełło spojrzawszy w nie pobladł.
We wrotach, które widać ztąd było, zobaczył wjeżdżającego na koniu Świdrygiełłę. Szczęściem towarzyszył mu kniaź Siemion...
Dworzanie spiskowi zdaleka jadącego zobaczywszy kniazia, wedle danego słowa, natychmiast się obwołali, aby każdy stanął w miejscu wyznaczonem. Ruch się zrobił, biegali, sykali, za oręż chwytali, a Andrzej z Tęczyna, Mężyk, Hincza i siedmiu najsilniejszych umieścili się podedrzwiami komnaty tak, aby na dany znak, piorunem wpaść do niej.
Króla ogarnął niepokój wielki, zażądał od biskupa, aby go nie opuszczał, w tej nadziei, że świadek obcy, osoba duchowna, może wybuch gniewu, do którego był przygotowany, pohamować.
Od dawna nie widywał inaczej Świdrygiełły, jak z wściekłością, groźbami i słowy zelżywemi wpadającego na zamek.
Cisza zaległa komnatę i u drzwi tylko pod któremi stali spiskowi, uchyliwszy je tak, aby klamki podnosić nie było potrzeba, ciężkie od-