Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ha! Podole! — zawołał namiętnie — te psubraty, Lachy mi je wyrwały zdradą... Dowgierda chwycili za gardło... i klucze puścił... Alem Jagiełłę, dybami grożąc nacisnął tak, że listy musiał wysłać, aby nazad zamki powrócili namiestnikom moim. Posłałem Michajła Babę. Muszą oddać zamki, inaczej króla im z kaźni nie wypuszczę...
— Król dał listy? — zapytał Holszański.
— Musiał!! — zakrzyczał Świdrygiełło — musiał... Zląkł się...
Przez chwilę milczeli. Siemion w kubku usta umoczył.
— No — rzekł — co się stało, to się stało, ale będzieli żyw i wolny Jagiełło, nie zapomni wam tej niewoli. Uczyniliście go sobie wrogiem na wieki... Jego jak jego, Lachów też. To już wieczny rozbrat z nimi. Jeżeliście z królem tak poczynali, pewnie z panami jego nielepiej... nie przebaczą oni tego! nie przebaczą!!
— Pluję na nich! — dziko zrywając się wołał Świdrygiełło roznamiętniony. — Co mnie oni? co? No, a z Jagiełłą kniaziu mój, ja najlepiej wiem, że się zawsze zładzić można... To człowiek takiego serca, że mścić się ani lubi, ani umie. Na razieby ubił może, a drugiego dnia zapomni. Ja go znam. Mówią, że gdy Krzyżaków pobił na głowę, kiedy to im najstarszego mistrza i najlepszych wojów trupem tysiące położono,