Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

iż szlachta się do Warki ściągała, wojsko zwoływano i posłów z groźbą do Świdrygiełły wyprawić miano.
Książe, od biskupa powróciwszy, gdy za stół siadł, zastał do koła rozhowor gorący bardzo.
Jedni Lachów wyśmiewali i za nic ich nie mieli, a obiecywali ich czapkami zarzucić, (stare to wyrażenie), drudzy oględniejsi, przypominali, że kniaź wojska pogotowiu nie miał, a gdyby rycerstwo polskie przyszło pod Wilno, musiałby je poddać i uciekać, bo ani ludzi, ani zamków nie byli pewni, gdzie wielu starych Jagielle tajemnie sprzyjało.
Świdrygiełło sparty na ręku słuchał, pił, nie mówiąc nic, brwi mu się jeżyły, czoło fałdowało, ramiona drgały. Przez kilkanaście dni słyszeli go ciągle wykrzykującego, teraz milczał posępnie. Zachwiał się nieco.
W duchu nie zmieniło się nic, ale zrozumiał, że pośpiechem mógł sobie popsuć wszystko.
Wieczorem późnym, na dobitkę nadjechał wcale niespodziewanie aż w Wiazmy kniaź Siemion Holszański, Sonki rodzony stryj.
Świdrygiełło musiał go jak gościa przyjmować, bo Rusinów rad był sobie jednać i widział w nim jednego z przyszłych swych sprzymierzeńców.
Siemion daleko siedząc od Litwy, nie mieszał się do spraw tutejszych, człowiek też był nie młody,