Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 100.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobie szeroko opowiadać o najmniejszych rzeczach. Zajmowało go wszystko, ale najmocniej Swidrygiełło i jego towarzysze, ich uczty, bójki, gniewy kniazia i gwałty, które ciągle popełniał...
Wysyłał na zwiady, podsłuchy, ciekaw był, i to go rozrywało. Ze wszystkiego co posłyszał, po swojemu wyciągał prognostyki uspokajające.
Drugiego dnia jak zapowiedziano, Zaklika z kniaziem Babą miał do Kamieńca wyruszyć. Przyszedł więc do króla z pożegnaniem, po pismo, które już uwinięte w jedwab czekało, a obok worek na drogę.
Widok odjeżdżającego przykre zrobił na Jagielle wrażenie, choć spieszył go wysłać. Mrucząc oddał mu co dla niego przeznaczył, pobłogosławił na drogę i dodał w końcu.
— Powiedz Buczackiemu na Boga żywego, niech zamki zdają, o gardło moje chodzi.
Tarło więc z pismem jednem jawnem, z drugiem w świecy ukrytem, w towarzystwie kniazia Baby, wyruszył na Podole.
Musiał też być na pożegnaniu u Świdrygiełły, który sobie list z pieczęcią czytać kazał, a Babie surowo zalecił, aby pospieszał.
Nie miał już dnia tego czasu napaść Jagiełłę brat, zostawiając go w spokoju, choć ciągle na czatach stojąc, spodziewano go się i oczekiwano.
Wieczorem jeden z czeladzi przybiegł z dzi-