Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 094.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poczynali się rozchodzić powoli, naradzając z Tęczyńskim, a dla niepoznaki, dzielili się po dwu, po trzech i szli w strony różne. P. Andrzej sam został z Drzewickim.
— No a z listem co zrobimy? — zapytał podkanclerzy.
— Ah! — westchnął Tęczyński! — list to wasza sprawa.
— Dałbym z życia mojego lat wiele, — zamruczał Drzewicki — abym mógł nie pisać i nie pieczętować.
— Nie ma na to rady, musicie! Rozkaz króla — rzekł Tęczyński. — Biedny stary przymuszony w niewoli, nóż na gardle, pismo takie nie warte nic... Chce go Świdrygiełło, trzeba mu niem gardło zatkać, nim inaczej je zdusim...
Podkanclerzy po izbie się zaczął przechadzać, wzdychając i ręce załamując. Wisiał obrazek Chrystusa na ścianie, który on z sobą woził ciągle, zwrócił się ku niemu z duszną modlitwą.
— Gdyby się jakiś środek znalazł? — zamruczał stojąc przed Tęczyńskim. — Gdyby Zaklika rozum i męstwo miał?
— O! — rozśmiał się Toporczyk — żadnemu z naszych Toporczyków Bóg miłościw ani jednego ani drugiego po trosze nie odmówił. Rodem kury czubate... Tyle tego, że jednym dał