Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 076.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co ty myślisz, stary grzybie, że ja na twoje słodkie słowa i pochlebstwa dam się wziąć, a kłaniać ci się będę?
Sądzisz, żem ja już zapomniał, jakeś ty mnie przez dziewięć lat trzymał w niewoli więźniem? Teraz na ciebie przyszedł czas, popadłeś mi się w ręce, pomszczę się krzywdy mojej, pomszczę.
Król podniósłszy głowę, osłupiały, uszom prawie nie wierzył.
— Tak! ty niewolnikiem moim jesteś — dodał kniaź. — Nie puszczę cię ztąd do młodej żonki, niechaj ona sobie wczasu zażyje z laszkami, płakać po tobie nie będzie...
Ja cię w dyby okuję...
Chciał się odezwać Jagiełło, ale mu nie dał pijanica, szydersko się wciąż naśmiewając z niego.
— Król, ty król! Ja się ani ciebie, ani królestwa twego, ani Lachów nie boję. Pójdą ze mną panowie Krzyżacy i Rusiny wszystkie, a może i kto więcej... Zapowiedzą Lachy wojnę, ja cię zaraz okuję, zwiążę i do ciemnicy na chleb i wodę. Zdychaj!..
Jagiełło sparł się na ręku, oczy sobie zakrywając, nie odpowiadał nic.
Kniaź po izbie biegając, głośno wykrzykiwał, aż Polakom słuchającym w drugiej komorze krew buchała i ścinała się w żyłach naprzemiany, z gniewu i z rozpaczy. Andrzej z Tęczyna coraz to za miecz chwytał, a drudzy go trzymać musieli, aby