Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 066.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W istocie skorzystał on z czasu pogrzebu, aby z jednej strony opanować Troki, z drugiej zamki Wileńskie ludźmi swemi poobsadzać.
Pałała mu twarz i oczy. Szedł nie jak podwładny, ale jako władnący już Litwą, nie jak do króla, ale do swego jeńca i więźnia. Garść Polaków nic mu nie znaczyła.
— Litwa moja — zawołał — czy po dobrej woli, czy siłą wezmę ją... Rozumiesz ty to?
Jagiełło zamruczał coś niewyraźnie, a potem dodał.
— Ja sam nie mogę... Trzeba panów rady pytać. Ich tu niema.
— Ja ani ciebie, ani ich się pytać i prosić nie myślę — krzyknął kniaź. — Litwa nie była twoją, żebyś ty ją Polsce oddawał za żonę. Jam taki dobry następca po ojcu, jak i ty, prawo moje do dziedzictwa tej ziemi niegorsze.
— Bracie! — chciał począć łagodniej Jagiełło...
Posłyszawszy to imię kniaź, w uniesieniu gwałtownem, wybuchnął.
— Kiedyś ty mi bratem był? Teraz chyba ci się braterstwo przypomniało, gdyś się mnie zląkł! Ja się z tobą bratać nie myślę, ja ciebie nie znam! I pięść ściśniętą podniósł do góry.
Jagiełło nie widząc innego sposobu, chciał go ułagodzić obietnicą puszczenia mu Litwy, ale nie na wiele się to przydać mogło.