Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 060.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oleśnicki starał się go przekonać wymownemi słowy, że wielkość jego i sława na tem nie stracą.
Witold, którego wielkie boleści nękały — dodał po chwili.
— Zdaje mi się, że inna korona mnie czeka, na świecie nie tym... Zbliża się koniec.
Przytomni przerwali mu, dodając ducha, i dowodząc, że nie było niebezpieczeństwa.
Księżnę jednak już opanowała trwoga i ta nieprzyjaciółka zawzięta Oleśnickiego, gdy wychodził od Witolda, spotkała go w progu, zaklinając, aby na chwilę rozmowy wstąpił do niej.
Cała we łzach załamała przed nim ręce.
— Ojcze mój — poczęła — ratuj mnie biedną! Obawiam się o jego życie, on stary, niewytrzymać może, a ja, ja zostaję sierotą i ze wszystkiego mnie obedrą.
Świdrygiełło czyha tylko, ma po sobie ruskich bojarów, byle pan mój oczy zamknął, pochwycą wszystko, ograbią mnie. Zabierzcie z sobą skarbiec nasz do Polski, w waszych rękach będzie bezpiecznym.
Natarczywemu żądaniu temu zaledwie się mógł oprzeć Oleśnicki, starając się uspokoić księżnę, tem, że król nie dopuści grabieży, ani bezprawia.
Dnia tego w istocie choroba się powiększyła, rwanie i gorączka wzrosła. Przywoływani lekarze